Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

właściwość, która mi została: byłem błazen. Muszę powiedzieć, że cieszyłem się u profesorów dużą bezkarnością, podobną tej jakiej zażywały błazny na dworach królów: musi ta instytucja tkwić w potrzebach człowieka, jako ludzka korektura dogmatu, władzy. Czasem przebrałem miarę, wówczas spadały na mnie represje w formie mniej lub więcej dotkliwej. Jednego razu, gospodarz klasy, nie mogąc sobie dać ze mną rady, przeniósł mnie za karę do ostatniej ławki. O Boże! to było tak, jakby p. Mirę Zimińską za nieostrożną jazdę automobilem wsadzić do kryminału z podpalaczami i gwałcicielami. Ładnieby ją poprawili! Ta ostatnia ławka była zamieszkała przez recydywistów, chciałem powiedzieć repetentów, chłopów niemal pod wąsem, których bał się niejeden młodszy profesor. Z pewnym niepokojem zająłem miejsce w tej ławce, o wiele za wysokiej dla mnie, tak że nogi dyndały mi w powietrzu. Obserwowałem z pod oka moich sąsiadów, bojąc się tak strasznych nieraz w szkole prześladowań. Gdzież tam, przyjęli malca serdecznie, stałem się ich ulubieńcem. Szeroko otwierałem oczy, siedząc w tej ławce; był to dla mnie świat z bajki; działy się tam rzeczy, o którychbym nawet nie przypuścił że istnieją. Był to jeszcze system ławek na całą szerokość klasy, ostatnia ławka była zatem niedostępna, nawet wzrok profesora niebardzo mógł tam sięgnąć. Co się tam działo! Na go-