Przejdź do zawartości

Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pani Hańska.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem i ciałem i duszą, aby być kochaną w ten sposób: czuję jakgdyby wstyd, wyrzut... Ileż razy, gdy on mówił i gdy ta cudowna inteligencja służyła za tłumacza żywości jego uczuć, ja, słuchając go z rozkoszą, myślałam smutno, że jestem zbyt szczęśliwa, że jestem niegodna takiego szczęścia... Nie, nie jestem niegodna, skoro je umiem ocenić i skoro jest ono dla mnie czemś ponad wszelką cenę... A wreszcie, czyż nie trzeba, aby szczęście było dane darmo, jak łaska Boga: czyż nie płynie z tego samego źródła? Jeden Bóg zna tajemnicę naszych losów; on jeden wie, czemu licha bezimienna trawka wzrasta i rozwija się u stóp lauru, podczas gdy tryumfalny tulipan roztacza swoje barwy zdala od niego i zginąłby, gdyby go się chciało posadzić na tym samym gruncie...“