Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Fredro go niemal apoteozuje. Kontusz Radosta nie był dla premjerowych widzów rzewnem wspomnieniem przeszłości, ale rzeczą aż nadto im współczesną, liberją wstecznictwa, kołtuństwa. Ten fałszywy konwenans, który jest najwyższem prawem, to fałszywe i czcze pojęcie honoru, ta powaga starego cymbała dlatego że jest ojcem rodziny, słowem to wszystko co Fredro akceptuje, mogło się wydać gorsze od tego co ośmiesza.
Uderza w owej komedji to, co, poza kilkoma postaciami, powtarza się u Fredry zbyt często: mdłość typu młodej kobiety. Rzecz ciekawa, że ile razy Fredro da heroinie swojej imię Zofija, zawsze jest w niej coś bladego, niedokrewnego, mimo że imię to daje umyślnie, przez pietyzm. Przyznam się, że nabrałem z tego niedobrych posądzeń co do pani Zofji primo voto Skarbkowej. Czy ona przypadkiem nie była gęś? Niestety, jest to przeszłość zbyt odległa, aby nawet drogą „rozmowy ze starszemi matronami“, można się było czegoś dowiedzieć w tej mierze. Choćby zresztą wiedziały, nie powiedzą. „Nie uchodzi, nie uchodzi“.
Uprzytomnijmyż sobie teraz epokę, na którą przypadł ów teatr: w dobie gdy romantyzm burzył twierdze klasycyzmu, gdy Oda do młodości wywracała w głowach, gdy wstrząsały ziemię rewolucje, gdy młodzież pochłaniała zakazaną literaturę, gdy wiały prądy z Europy a demokratyczne hasła pobudzały do rewizji przeszłości, — wówczas takie komedyjki jak List, jak Nikt mnie nie zna, takie komedje salonowe jak Przyjaciele, nie mogły nakarmić. Odludki i poeta znalazły więcej łaski w oczach romantycznej młodzieży, ale doprawdy, pan Edwin, kochanek panny Kapczanki, dość smutną minę miał w epoce gdy czytano Dziady. Trzeba przy-