Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i ciągnęło się długo. Kaczkowski, tak bliski Fredrze i jego sferze, notuje w swoim pamiętniku, że niejeden z tych zarzutów, zwłaszcza tak dziwny dziś dla nas zarzut braku polskości, „tak się z czasem rozszerzył, że jeszcze w czterdzieści lat potem przeszedł prawie do wszystkich encyklopedyj polskich“. Istotnie, uderzające jest, jak długo trwa ten chłód w stosunku do Fredry: zajrzałem do encyklopedji Orgelbranda z r. 1899, gdzie wyczytałem, że „Zemsta sili się być wyższą komedją, ale grzeszy niezgodnością charakterów i sytuacyj“, że Fredro na społeczność naszą „patrzy z salonu, że figury jego nie dochodzą miary typów“. Wkońcu, przyznaje autor artykuliku dość kwaśno, że „bądźcobądź, zasłużył Fredro na miano ojca komedji polskiej“.
Kaczkowski uważa atak Goszczyńskiego raczej za zbiorowy objaw ówczesnej propagandy demokratycznej niż za wyraz indywidualnej krytyki; i tak też brał rzecz Fredro, jeżeli sądzić z jego odezwania się do Kaczkowskiego w tej mierze. Była to — na innej płaszczyźnie i w innych rozmiarach — rozgrywka między Polską „nową“ a Polską szlachecką, dość bliska tej, jaka się stoczyła później między Słowackim a Krasińskim. Albo, jeżeli w innej epoce szukać analogji, było w tem coś z antysienkiewiczowskiej kampanji Brzozowskiego.
Rozdźwięki te są bardzo interesujące dla nas i dziś. Nie są zgoła sporem jedynie historycznym. Bo sprawa Fredry daleka jest jeszcze od załatwienia: oficjalna apoteoza nie rozstrzygnęła wielu wątpliwości, nie zażegnała wielu nurtujących niechęci. Widzimy w ostatnich czasach nowe rozbieżności w jego wykładzie; widzimy jakby chęć rzucenia mostów pomiędzy Fredrą a ogółem. Jedni, jakgdyby mszcząc dawne