Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiarusem. Jego Lubomir „pół majątku dał dla ojczyzny, sam poszedł służyć”; że potem załatałby szczerby majątku posagiem uciułanym ze zgniłego owsa, dostarczonego tej samej armji której był bohaterem, to jest właśnie czysta szlachetczyzna, zarówno jak owe honorowe swaty majora. Bardzo pouczające jest śledzić w naszej dawności przykłady tego daltonizmu moralnego: to nam tłumaczy wiele zabawnych nieporozumień etycznych, jakie spotykamy do dziś u naszych moralistów pewnego typu. Czasem aż pachnie zgniłym owsem!
Jest i w drugiej sztuce, którą oglądaliśmy wczoraj, niewinny rys owego specyficznego honoru. W komedyjce Nikt mnie nie zna, inny znów major łapie nieznanego sobie osobnika w mundurze, który podszywa się pod nazwisko łotra i szulera, również operującego pod osłoną bezprawnie noszonego munduru. „Wiesz, że to kulkę ściąga?” — mówi major do Marka. Myślimy, że mówi o sądzie wojennym: gdzież tam, to on, major, wyzywa tego — w jego mniemaniu — dubeltowego szalbierza na pojedynek... o honor pułku!
Wczorajsze przedstawienie Geldhaba było dość rozmaite. Frenkiel, destylując tę rolę coraz czyściej, doprowadził w niej do perfekcji rysy komedjowe, ale zagubił pierwiastek farsy, który niewątpliwie istnieje w Geldhabie i to w sporej ilości. Dał postać bardziej zbliżoną do jakiegoś groźnego pana Lechat z niedawno granej sztuki Oktawa Mirbeau; mniej żywo wyszły rysy dziecinnej próżności Geldhaba. Cierpi od tego może wesołość sztuki, przytem do takiego pojęcia roli Geldhab nie ma dość oparcia w tekście; pozostaje uczucie jakiegoś niedosycenia.