Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pochłonięty swoją pasją? W stosunku do świata ma pobłażliwą filozofję. P. Kucharski gorszy się, że go nie obchodzi los wnuczki; ale czyż to taka zbrodnia, że staruszek nie przejmuje się zbytnio sercowemi kłopotami egzaltowanej pannicy? Cóż on jej może poradzić? Na tle epoki, w dobie gdy despotyzm rodziców gwałcił często tak brutalnie serca młodych, takie stanowisko dziadunia jest dosyć godne uznania; ten pobłażliwy filozof czyż nie zbliża się w tem do zasad nie-ingerencji dzisiejszego wychowania? Jego stosunek do rodziny jest raczej sympatyczny, nawet wówczas gdy sobie podżartowuje z nieszczęść ojcowskich pana szambelana, których to nieszczęść jedynie pruderja pewnych fredrologów nie chce uznać, bo w tekście Fredry zaznaczone są dość wyraźnie.
A co się tyczy atmosfery domu Jowialskich pod względem obywatelskim, bądźmy u Fredry z takiemi sądami ostrożni. Sam nieraz zaznaczałem wątpliwości, jakie w nas budzą nieraz komedje Fredry w tej mierze; ale trzeba, jak prof. Chrzanowski, odróżniać to co one do nas mówią, a co Fredro zamierzał powiedzieć. Toć wszystko to, co p. Kucharski mówi o Jowialskim, możnaby powiedzieć o — Ślubach panieńskich! W epoce tak ciężkiej dla narodu, Gucio hula pod Złotą papugą, panienki robią robótki, czytają męża Kloryndy życie wiarołomne, bawią się w idjotyczne śluby... Któż się tam interesuje, — że zacytuję p. Kucharskiego — „tem jak też się wytwarza w jego majątku ten boży chleb, który on w tak błogiem i uśmiechniętem niedołęstwie od zarania życia spożywa“? Czy może Radost? A przecież chyba Śluby panieńskie nie miały być krwawą satyrą społeczną?