Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ków, którzy je świeżo oglądali na scenie? Dla jednych arcydziełem, dla drugich nie; ale prawie dla wszystkich uroczym obrazkiem życia rodzinnego, polskiego domu, polskiej wsi, budzącym tęsknotę za dawnym obyczajem, dającym chwilę czystego wytchnienia po szpetnem dzisiejszem życiu. Dosłownie tak pisano! Otóż, jakkolwiek może się to wydać śmieszne, pozwolę sobie przypomnieć treść Dam i Huzarów.
Pani Orgonowa, przybrawszy sobie dwie siostry do pomocy, przyjeżdża stręczyć w małżeństwo córkę swoją własnemu bratu a jej wujowi, starszemu od dziewczyny o lat blisko czterdzieści. Jedyną pobudką tych swatów jest majątek majora. Panna kocha innego, godnego jej miłości, ale na myśl jej nawet nie przyjdzie, że mogłaby wyznać matce swoje niewinne uczucie. Przeciwnie, wie, że jeżeli nie będzie powolną rodzinnym kombinacjom, czeka ją związek ze starym wstrętnym lichwiarzem. Trudno o coś bardziej oschłego, niż ten stosunek matki do córki. Córka czuje, że znajdzie w matce twardą wykonawczynię interesownych planów: matka widzi w córce jedynie narzędzie spekulacji. Ale są ciotki: mogłaby przecież im się zwierzyć, prosić o radę, o wstawiennictwo. Cóż znowu! te ciotki są najwierniejszemi aljantkami matki: okrzyczałyby za warjatkę pannę, któraby przepuściła taki los. „Wuj ma dobrą wieś, Zosiu bądź rozsądna, zresztą miej rozum, a po ślubie będziesz mogła zrobić z mężem co zechcesz”... Mówi się to prawie wyraźnie. Przysięga? sakrament? — farsa! Interes dominuje nad wszystkiem, a raczej nie dominuje ale jest wszystkiem. Rodzice wydaliby córkę za trupa, za kanalję, byle z workiem. Serca w tem wszystkiem ani za grosz.
Czegóż uczy się młoda dziewczyna w tej szkole? To trusiątko Zosia, którą podają nam za wzór naiwności i nie-