Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiada pani Zielska. — „To nieboszczyk mój dziad, mościa dodobrodziko” — odpowiada porucznik. Czyli, ten huzar austrjacki jest niejako spadkobiercą kirasjera napoleońskiego, i niema w tem żadnego sarkazmu, bo ten porucznik Dorski jest nieco konwencjonalnym znowuż ale nader szlachetnym młodzieńcem, i nawet bardziej męskim w swej miłości od cytowanych wyżej innych fredrowskich ułanów.
Jestem przekonany, że dla większości czytelników ten austrjacki oficer w komedji Fredry będzie niespodzianką. Ba, spytajcie znienacka jakiego polonisty: „W jakiej armji służy porucznik Dorski w Ostatniej woli?” — ręczę wam że zdębieje. Przekonałem się sam o tem: zadałem to pytanie kilku ludziom teatru, którzy albo grali sami w Ostatniej woli (zresztą bardzo rzadko grywanej), albo nawet ją reżyserowali. Pytałem wprost: „W jakiej armji służył porucznik Dorski? Co za minister posyła wstęgę generałowi Zielskiemu?”. Każdy się zacukał i nie umiał odpowiedzieć, dopiero po stwierdzeniu dat, powiadał: „Ano, chyba że... austrjacki”...
Godne uwagi jest, że komentarz do krytycznego wydania Fredry, który objaśnia (często fałszywie) nawet takie szczegóły jak to „czemu Łatka spluwa”, tutaj milczy jak zaklęty: ani słowa objaśnienia, jak sobie tę metamorfozę fredrowskiego ułana tłumaczyć. W istocie, po tem wszystkiem co się nafantazjowało, objaśnienie byłoby nieco kłopotliwe.
Bo, rzecz ciekawa, nic Fredry nie zmuszało do wprowadzenia tych obcych mundurów w swoją komedję. Historję testamentu mógł umiejscowić w czasie jak chciał, o ile zaś chciał się trzymać współczesności, testator wcale nie musiał być generałem, porucznik też mógł być czem innem, bodaj