Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Taksamo i metoda, która, zaniedbując głębokie różnice duchowe dzielące obu pisarzy, rzuca się na zewnętrzne podobieństwa i wyciąga z nich konkluzje, wydaje mi się nader wątpliwa. Postawmy to jako zasadę, że niepodobna dojść do żadnych dorzecznych wniosków, porównywając artyzm dwóch pisarzy na odległość stu pięćdziesięciu lat; porównywając tego, który tworzył nowoczesny teatr, z tym, który korzysta już swobodniej ze zdobyczy nietylko owego wielkiego poprzednika, ale i tylu jego następców... Gdyby wreszcie wyciągać wnioski z postępów techniki, trzebaby uznać, że Moljer nie jest godzien butów czyścić panu Scribe, nie mówiąc już o panu Sardou. Farsa Pani prezesowa jest wobec Moljera cudem techniki, choćby dlatego, że operuje sześciorgiem drzwi, podczas gdy Moljer, na swojej scenie zapchanej przez złotą młodzież, nie miał do rozporządzenia drzwi ani jednych.
Taksamo w ocenianiu siły komicznej obu pisarzy popełnia nasza fredrologja zadziwiające naiwności. Nie wdaję się tu w meritum sprawy (o ile ta sprawa ma jakie „meritum”); chcę tylko zwrócić uwagę, że nie można zestawiać siły komicznej, jaką ma dla nas Fredro kreśląc swojskie i bliskie nam typy, z siłą komiczną typów i scen Moljera, dalekich nam czasem i miejscem. Nas bawi Kasper z Nikt mnie nie zna bardziej niż, dajmy na to, pan Pourceaugnac, który znów bardziej ubawi Francuzów. Sama nazwa miasta Limoges budzi we Francji wesołość podobną jak u nas Pacanów, która to nazwa nicby znów nie powiedziała Francuzowi. A to samo, co tu stwierdzam dla drobniejszego rodzaju komizmu, odnosi się z pewnością i do wielkiego.
Natomiast wciąż zdałoby się pamiętać w tych zestawieniach o duchu nie o literze. Trzeba pamiętać, że Moljer,