Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»A jeśli się żeni, to podejmuje ciężar kobiety, i to jednej, zamiast korzystać sobie ze swego haremu, A piętno księdza, który rzucił sutannę, jest okropne; trudności, jakie spotyka w życiu, są prawie nie do zwyciężenia... Trzebaby aby się to zmieniło. Pierwsza trudność, to wojsko: biorą go zaraz, starszego, razem z młodym chłopcami. Czyż nie lepiej byłoby, aby, tak jak jest we Francji, odsługiwał wojsko za młodu? Wówczas miałby to za sobą. Alboż nie trzeba, aby kapelan znał służbę? A jeśli chodzi o to, aby nie walczył z bronią w ręku, czyż nie trzeba sanitarjuszy?
»A inne trudności! U nas nie istnieje dyskrecja urzędowa; wiadomość, że taki człowiek jest byłym księdzem, pójdzie za nim wszędzie, zewsząd go wyświecą... Znam takie przykłady. Tak, panie, społeczeństwo dużo traci na tem; bo ci, którzy zdecydowali się rzucić sutannę, to są właśnie ci najtężsi, którzy daliby sobie radę w życiu i mogliby coś zrobić... Nie masy, ale jednostki robią coś w społeczeństwie...«
Długo jeszcze ksiądz mówił; wyrzucał z siebie jakby dławiony od lat nadmiar myśli, uczuć, nie wiele troszcząc się o mnie, paląc przytem zawzięcie. Żegnając się po kilku godzinach, jeszcze raz dodał niemal uroczyście:
— Mam uczucie, jakbym złożył testament w ręce rejenta.
Na pożegnanie, pytam go, czy nie mógłbym mu ofiarować jakiejś książki? Ot, na pamiątkę naszej rozmowy...