Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samych fikcyj — nie dziwota, jesteśmy w teatrze! Maćkowa chałupa, ale niema Maćka. A w końcu, czy my, recenzenci, trzymający się, jak przystało nieprzedajnym sędziom, zdala od kulis, zawsze wiemy co jest nazwiskiem a co pseudonimem i jakie są stosunki rodzinne artystek?
To hipotetyczne suggerowanie, przez końcówkę pseudonimu anka, owa, skomplikowanych czynności fizjologicznych, które nigdy nie miały miejsca (aktu ojcostwa, małżeństwa), przypomina mi autentyczną anegdotę, opowiadaną przez jednego z wybornych znawców dawnego Wiednia. Była na dworze stara panna, jakaś księżniczka Schwarzenberżanka czy Lichtensteinówna, której przykro było, iż, nie posiadając żadnego urzędowego tytułu, miała, na uroczystościach dworskich, krok dopiero po wszystkich żonach ministrów, tajnych radców, często zgoła mieszczańskiego pochodzenia. Otóż, dobry cesarz Franciszek Józef, pragnąc usunąć ten szkopuł, nadał jej, ogłaszając to w urzędowym dzienniku, „tytuł i charakter wdowy po tajnym radcy” (Titel und Charakter einer Geheimratswitwe).
Wracając do przedmiotu i kończąc zarazem, zastrzegam się: ja się nie buntuję przeciw wyrokom naszych „uczonych w piśmie”, i nie mam nawet stanowczych poglądów w tej kwestji; oświetlam jedynie jej niektóre strony, które nie wydają mi się dość życiowo i praktycznie brane pod rozwagę. Chciałbym pisać dobrze po polsku, a czasem, nawet abonując Poradnik językowy, jestem w kłopocie. Język tkwi głęboko