Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowski na Szlaku był jak papież w Watykanie; władał Akademją, uniwersytetem, polityką, prasą. Kto tej władzy był nie po myśli, nie miał tu co robić! Niedawno przypomniano dzieje historyka Waliszewskiego, który musiał wprost z kraju się wynosić, bo nie szedł na rękę krakowskim autorytetom. W literaturze Tarnowski cenił przykładną mierność; zrozumiałem jest, że nazwiska Wyspiańskiego, Przybyszewskiego Kasprowicza, musiały się stać straszakiem dla krytyka, który już po drugiej serji poezyj Kazimierza Tetmajera pytał w Przeglądzie Polskim, czy miło byłoby panu Tetmajerowi, gdyby ktoś, przejąwszy się jego poglądami, oblał naftą marjacki kościół i podpalił? Brak sprzyjającego środowiska szczególnie dawał się odczuć malarstwu, które w najbardziej dosłownem znaczeniu potrzebuje odbiorców. W którymś ze swoich ogłoszonych drukiem listów, Wyspiański zwierza się, że nie może rysować, bo nie ma za co kupić ołówków i papieru; w innym upoważnia Lucjana Rydla, aby sprzedał kilkanaście jego prac za łączną sumę 400 guldenów. I pertraktacje o te czterysta guldenów z nabywcą trwają długo... Słynną jego św. Salomeę napróżno ofiarowano na sprzedaż za 100 guldenów. A Wyspiański był już wtedy znany, niemal sławny; cóż dopiero mówić o innych!
Arystokracja, poza Edwardem Raczyńskim, który gromadził Jacka Malczewskiego, obrazów nie kupowała; nie licowałyby z jej antykami, z portretami przodków, z jej przysłowiowem skąpstwem wreszcie; umiano jedynie karotować artystów na przeróżne