Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowo i myśl grały równocześnie tak intensywnie i zaplatały się tak ściśle.
Nietylko osoby Wesela wzięte są z rzeczywistości, ale i szczegóły akcji: solenne urżnięcie się Nosa, no i potrosze samego Gospodarza, który przespał dobrych kilka godzin w pełni tej fety. (Owo „coś ty jakisik niepewny” Gospodyni nie bez intencji poprzedza scenę z Wernyhorą). Z fantazji wysnuta jest rola Księdza, którego djalog z żydem zawsze bywał zresztą znacznie łagodzony i okrawany w wykonaniu scenicznem; a raczej nie z fantazji, ale z faktów, które działy się w którejś z sąsiednich wsi, gdzie istotnie podobno ksiądz na współkę z arendarzem spekulował na chłopach. Autentyczne natomiast jest opowiadanie Czepca o tym agitatorze, którego na wiecu wyrżnął w gębę, ale „nie upod, bo był ścisk”.
Autentycznym też jest epizod Czepca z muzyką. Epizod ten przypomina mi zabawną rozmowę, jaką, niedługo po wystawieniu Wesela miałem z Czepcem, znów nieco „zawianym”, na rynku w Krakowie. Wynurzał mi swoje żale na Wyspiańskiego, że go tak podał „na hańbę u narodu”. Okazało się, że szło mu o to: Wyspiański, genjalnie wnikający w dusze ludzkie, nie tak dobrze wnikał w portmonetki. Tak samo jak inny wielki poeta popełnia w Dziejach grzechu ten błąd, że każe hrabiemu Szczerbicowi pół dnia jeździć po Warszawie za „srebrnego rubla”, na gumach, i jeszcze dorożkarz nisko mu się kłania, tak samo Wyspiański mimowoli bardzo boleśnie dotknął Czepca, każąc mu się o „szóstkę” handryczyć z mu-