Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcąc się „zbliżyć do ludu”, chodził w konkury boso, pozatem w marynarce i z zawiniętemi spodniami. Otóż, na wsi, chłop chodzi boso albo przy pracy, albo jeśli niema butów, ale z wizytą — nie. Rydel posuwał swoją „ludowość” tak daleko, że, przyszedłszy raz z wizytą do willi swej ciotki p. Domańskiej (Radczyni z Wesela) prosił ją o pozwolenie zdjęcia butów, bo tak się już przyzwyczaił... Pokazywał wszystkim kto chciał i kto nie chciał, że nie nosi gatek etc. I gadał, gadał, gadał...
Rydel — pan młody w Weselu — potraktowany też jest z dobrotliwą ironją. Nie znaczy to bynajmniej, aby miał być obrany ze szczerych i szlachetnych rysów, ale raz poraz wychodzi zeń potrosze ów mieszczuch, ów papierowy literat. Raz poraz przewijają się owe rysy podchwycone złośliwie z rzeczywistości i przeniesione żywcem, a które w całej pełni zrozumiałe były tylko wtajemniczonym, np. owe „trza być w butach na weselu”, „pod spód wcale nic nie wdziewam” etc., etc.
Ślub odbył się w bocznej kaplicy kościoła Panny Marji. Wstęp do kaplicy był zamknięty, mimo to tłumy publiczności cisnęły się do niej a głównie falanga uczennic Rydla z „kursów Baranieckiego”. Rydel musiał sobie torować drogę wśród tych dziewic, do których, przeciskając się przez kościół, przemawiał bez przerwy: „Widzicie, widzicie, nie ożeniłem się z żadną z was, boście przemądrzałe, sztuczne; wziąłem sobie ją, bo jest prosta, umie tylko kochać”, etc.