innych i oczyści życie szkolne z głupoty i demoralizacji...
Mój Boże! Oczyścić życie z głupoty i demoralizacji!... Tylko tyle! Stanowczo za wiele sobie po moich wątłych siłach obiecują. I gdybyż tylko o duchowe rzeczy chodziło! Są i inne sprawy, grubo fizyczniejsze, a o tem, doprawdy, niewiadomo jak pisać.
Kiedy, swojego czasu, pozwoliłem sobie na kilka niewinnych żartów na temat pewnej kwestji, rozległ się w pismach klerykalnych jednogłośny chór: „Boy zboczeniec! do sanatorjum! apostoł homoseksualizmu” etc! Nie pamiętam czegoś tak humorystycznego, jak to rozwścieczenie zakutych głów, niezdolnych zrozumieć żartu, gry intelektualnej, rewizjonistycznego paradoksu. Sumienie mam pod względem „normalności” tak czyste, tak dalece nie zgrzeszyłem w tym kierunku nawet myślą, nietylko uczynkiem, że bawiłem się serdecznie tą kampanją, nawet wtedy, kiedy podburzone panusie w Bydgoszczy starały się przeszkodzić odczytowi, który tam wygłosiłem o cnotliwej pisarce z przed lat trzystu, pani de La Fayette. Kampanja ta miała natomiast ten skutek, że zwróciła moją uwagę na ów przelotnie muśnięty temat: zacząłem dostrzegać dziwne rzeczy! Dwuznaczne moje wspomnienie z czasów szkolnych obudziło wspomnienia innych osób, zupełnie analogiczne w tej mierze. Ale czy potrzeba aż wspomnień! Lada dzień rozpocznie się w jednem z miast w Poznańskiem olbrzymi proces przeciw prefektowi, oskarżonemu o deprawa-