Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąć rangę należną królowej. Miała prawdziwy dwór; oprócz chmary dworzan polskich, miała za szambelanów włoskich markizów, za sekretarza — prawdziwego włoskiego księcia, na przejażdżce karetę jej otaczali spahisowie, na uroczystą audiencję do papieża dwór jej wiozło kilka poszóstnych karet, a ją za nimi we wspaniałej karocy ciągnionej przez osiem koni. Zaproszona do pałacu Odescalchich przez don Liwia Odescalchi, który przez chwilę spodziewał się — naiwny! — przy jej protekcji zostać królem polskim (jak wszyscy, obiecywał zapłacić wojsku 8 milionów zaległego żołdu i odzyskać Kamieniec...), przyjmowana u bram wśród bicia dzwonów, królowa miała wszelako najlepszą wolę (tak się jej zdawało przynajmniej), zachowując swoje prerogatywy, postępować tak aby nie urazić — nikogo. Tak przynajmniej głosi sama w instrukcji dla sekretarza, księcia Scarlattiego, pamiętna raf, o które się rozbijała poprzedniczka jej w tym mieszkaniu, królowa Krystyna szwedzka.
Nie żałowano jej zresztą honorów, zwłaszcza z początku. Dla upamiętnienia jej wizyty na Kapitolu, senat umieścił tam jej biust oraz marmurową tablicę na cześć tej, „która skłoniła swego królewskiego małżonka do oswobodzenia Wiednia i ocalenia chrześcijaństwa“.
Chciejmy wierzyć w najlepszą wolę królowej. Ale, jak przez całe życie, tak i tutaj wmieszała się kwestia rodziny — zawsze dla niej najdrażliwsza. Widzieliśmy, jak na polityce polskiej zaważyły procesy familii d’Arquien a potem kwestia duc et pair pana ojca. Tutaj Marysieńka miała synów. I o ile z punktu widzenia etykiety jej własna sytuacja była