Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Kijów, po to aby się gdzieś tam uganiać za mitycznym Turkiem — ładna polityka!
Ale inni odpowiadają: hola! łatwo jest wydawać takie sądy po dwustu latach, gdy już znamy wypadki, gdy unicestwiona Turcja siedzi gdzieś sobie w kącie, a rozbiór Polski wyjaśnił, kto miał być dla niej groźny. Ale Sobieski był tylko Sobieskim, a nie Ossowieckim. Widział rzeczy tak jak je mógł widzieć w danej chwili. Za jego czasu układ sił był inny. Aby to ocenić, wystarczy spojrzeć na ówczesną mapę. Odkąd zwłaszcza Węgry oddały się pod protektorat Turcji, potęga turecka znalazła się tuż u bram Wiednia, a zarazem o kilkanaście mil od Krakowa, całą długą granicą dążąc do okrążenia Polski. Spojrzenie na mapę tłumaczy paradoksalne na pozór słowa Jana III, cytowane przez nuncjusza, że „mniej by go bolał upadek Krakowa niż Wiednia“.
Na to znów inni odpowiadają: austriackie gadanie! Turcja była w owym czasie tak degenerowana, że nie miała już żadnej siły ekspansji. Militarnie też nie musiała być zbyt straszna, skoro jedna szarża kawalerii wystarczyła, aby w ciągu godziny rozbić tę potęgę. Można przypuszczać, że nawet zdobycie Wiednia byłoby przejściowym i niegroźnym dla Polski sukcesem... Itd. itd.
Tak sobie Historia gwarzy. Nie my to będziemy rozstrzygali, prawda? Bo nawet wojskowa strona walnej bitwy pod Wiedniem daleka jest do ustalenia, a zwłaszcza liczba nieprzyjaciół, wahająca się od tradycyjnych nieprzeliczonych kroci pohańców aż do wielokrotnie szczuplejszej cyfry jakichś 50 000, do której chcą. zredukować tę armię niektórzy dzisiejsi