Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia do podniesienia splendoru. Jedna córka wszczyna z ojcem gorszący proces; druga ucieka z klasztoru, aby szukać schronienia w domu złych obyczajów. Wszystko to tłumaczy, dlaczego Ludwik XIV, ta wcielona etykieta, wolałby dać sobie zaaplikować lewatywę z tłuczonego szkła, niż narzucić swoim „diukom i parom“ takiego kolegę.
Zaczyna się ten pojedynek dyplomatyczny tuż po wstąpieniu Sobieskiego na tron, jeszcze przed koronacją. Wobec pierwszych aluzji Marii Kazimiery, Ludwik donosi swemu ambasadorowi, że nie wie czego sobie królowa życzy dla ojca i lepiej niech się ambasador o to nie dopytuje... Jaśniej wyraża się w liście do tegoż ambasadora minister, p. de Pomponne. Podobno — pisze — królowa chciałaby, aby jej ojca zrobiono diukiem i parem. Niech ambasador sam osądzi, jakie to jest kłopotliwe dla króla, bo w istocie „sposób, w jaki ten człowiek się prowadził i prowadzi dotąd, nie zdaje się zbytnio odpowiadać tej godności“. „Proces jego, który się toczy obecnie, czyni go pośmiewiskiem całego Paryża“. Niebawem król pisze do ambasadora osobiście: „Ponieważ królowa wspomina mi ogólnie o jakiejś godności dla ojca, łatwo domyślić się, że chodzi o to, aby go zrobić diukiem; otóż byłbym rad, aby się jej pan nie dał wywnętrzać bliżej w tej mierze, ale ogólnie ją zapewnił, że może być przekonana, iż przez szacunek dla niej, zawsze będę miał wiele szacunku dla jej domu“...
Ludwik XIV, kreśląc takie frazesy, wyobrażał sobie, że jest wielkim dyplomatą; nie wiedział, że nic do takiej szewskiej pasji nie doprowadzało Marysieńki jak te „ogólne“ zapewnienia (zwłaszcza przy po-