Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwóch ostatnich królów pochowanych na Wawelu, odbyła się bardzo uroczyście. Marysieńkę koronowano równocześnie z mężem, rozrzucono pieniądze między lud, po czym król odjechał do armii, aby niebawem, powtarzając słynny manewr podhajecki, zamknąć się w Źórawnie.
Tak więc, ziściła się ta fantastyczna bajka. Owa czteroletnia dziewczynka, której pokątny wjazd w granice Polski wzniecił trzydzieści lat temu tyle plotek; owa osławiona później Klitemnestra i Kleopatra, żona niemniej okrzyczanego Kaliguli, włożyła na skronie koronę królowej polskiej. Panna d’Arquien, daremnie siląca się bodaj tylnymi schodami dostać do „zaczarowanego pałacu“, będzie pisała do swego monarchy Ludwika: „Mój bracie“. Ona, której wieczne niezadowolenie przyczyniało tyle udręki naszemu bohaterowi, czy jest nareszcie kontenta?
Zdaje się, że tak. Przynajmniej przez jakiś czas, bodaj przez te dwa lata między obiorem a koronacją. Znów sięgnijmy do listów Sobieskiego, będących najwierniejszym odbiciem jego stanów duszy. Mimo ciągłych rozstań, mimo okropności wojny, listy z tych lat, kreślone przeważnie z obozu, oddychają pogodą, spokojem. Nie ma już skarg na jej niekochanie, nie ma owych upokarzających lamentów, którymi aż nazbyt byty przepełnione dawniejsze listy; nie ma ciągłego bronienia się przed dokuczliwością jej zarzutów i niepokojem jej żądań. Spokój ten płynie może stąd, że pierwszy raz Sobieski znajduje się w jasnej sytuacji, w porządku sam ze sobą, czego jego zdrowa natura tak potrzebowała. Dotąd wciąż był w rozterce.