Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tuteczna expensa równa się owej na elekcji; bo czasem na dzień 4 i 5 beczek wina wypiją. W dzień jego patrona na święty Jan wypito osiem. Tęskność go morzy, w listach żony nawet czułości go drażnią; bo te czułości i pieszczoty dostają mu się w listach tylko; a kiedy jest obecny, „to Wci i na myśl nie przychodzi całować ciało moje“. Znamy już z poprzedniej rozłąki te utyskiwania; i znów zaczynają się skargi na ujmę dla zdrowia, jaką mu grozi przymusowy celibat, przy czym „ta wszystka gorącość tak mu już głowę nadwerędziła, że do śmierci pewnie do swej nie przyjdzie perfekcji“. Drażni go, kiedy mu ta emisariuszka spiskowców za wiele pisze o polityce, „a nie o miłości, która jest główną sprawą jego życia“ — dodaje po francusku. A przecież chwila jest przełomowa: chodzi o zawiązanie konfederacji przeciw królowi; albo konfederacja przyjdzie do skutku teraz — pisze Sobieski — albo nie trzeba już o niej myśleć. I donosząc szyfrowanym kluczem o konfederacji, dodaje: „Przysięga wojska ma się odbyć dziś, ale nie wiem kto będzie myślał o sprawach, które bardzo ucierpią, skoro Celadon nie zdolen jest myśleć o niczym, jeno o odmianie i niewdzięczności i o niewielkim kochaniu jego Astrei“. Żywot jaki prowadzi, tak mu już przemierzł, że godzinę tę przeklina, w której na świat wyszedł. I — jeszcze raz trzeba zaznaczyć — to nie jest romansowa frazeologia; ta tęsknota, ten żal, ta gorycz, która mu zalewa serce, to jest najistotniejsza treść jego duszy. Przy całym poświęceniu, bohaterstwie, czynności tego obrońcy kraju, czuć że to wszystko jest dla niego niczym, że oddałby wszystko razem za jedną noc ze swoją Marysieńką.