Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sejm koronacyjny pierwszy raz w Polsce zerwano. Nieszczególnie się zapowiadało nowe panowanie.
Pomału, przy pomocy ex-ambasadora Bonzy, który zachował sentyment dla Marysieńki, partia francuska odbudowuje się w Polsce. Duszą, jej — Sobiescy; obok nich prymas Prażmowski i ruchliwy Andrzej Morsztyn, ów lekki poeta, znany nam ze dworu Marii Ludwiki, który tymczasem zrobił kawał drogi, bogacąc się na podskarbiostwie koronnym, posłując po dworach jako zręczny polityk i dyplomata. W partii tej już rozważa się myśl aby strącić z tronu Michała, a wprowadzić bodaj siłą Francuza. Nie Kondeusza, bo sam dźwięk tego nazwiska budzi wśród szlachty żywiołowy sprzeciw, ale nowego, nieużytego jeszcze kandydata. Miał nim być młody Longueville, siostrzeniec Kondeusza, bezrobotny książę, który gotów jest puścić się na awanturę. Ale Ludwik XIV, zły że w Polsce tyle pieniędzy i starań utopił na próżno, mający w tej chwili na głowie inne kłopoty w Holandii i gdzie indziej, wściekły na panią Sobieską i jej rodzinę, nie chce o niczym słyszeć. Nie może darować Marysieńce, że ona — jego poddanka — ośmieliła się jemu, Ludwikowi, przykładać — jak mówi — nóż do gardła. „Nie mogę wymazać z pamięci — pisze do swego posła — pięknych słów tej damy: „Nie ma opactwa, nic z interesu! nie ma Epoisses (ów proces d'Arquienów), nic z interesu! nie ma tego lub owego, nic z interesu!“. I wielki król konkluduje: „Toteż moim ostatecznym i stałym postanowieniem jest zostawić ich (Sobieskich) w upokorzeniu, w jakim znajdują się obecnie“.
Bądź co bądź, nasza Marysieńka mogła być dum-