Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
go o to począł jeździć i besztać niesłychanie. Pokazałem mu potem ów skrypt de M. de Puis. Słuchał go pilnie i powiedział: że i on toż rozumie co i my, i że te nasze lekarstwa nie zepsowały Jej Mci, boby to znać było na dziecięciu; ale trzeba było mocniejszych jeszcze zażyć... że takie lekarstwa dają dzieciom we trzydziestu miesiącach we Francji.

I tegoż roku, dn. 18 maja:

Co strony Pana Davisson, ten to przyznał, że dawali du mercure, ale to wywodził przez swój skrypt, którym ja posłał Wci s. m., że i dzieciom — małym doktorowie zwykli bez wszelkiej dawać zdrowia ich obrazy...

Te dwa ustępy (a jest ich więcej) wystarczyłyby, jak sądzę, aby poddać jeżeli nie rewizji, to bodaj znakowi zapytania wiele sądów o Marysieńce. Przyjęte jest, ze względów obyczajności, nie mówić o takich sprawach i udawać że się ich nie widzi; ale trudno zaprzeczyć, że omijanie tak istotnych motywów może prowadzić do wielu omyłek. Bo oto nastręcza się wytłumaczenie „kaprysu“ Marysieńki i jej wyjazdu do Francji. Bardzo być może, że właśnie w związku z jej ciążą, i przez wzgląd na przyszłe dziecko, miejscowi medycy kazali Marysieńce najpilniej udać się do Paryża, gdzie, mimo wszystko co by można powiedzieć o „molierowskich“ lekarzach, medycyna stała nieskończenie wyżej niż w Polsce, gdzie były wody zalecane na jej chorobę i gdzie pacjentka mogła się poddać incognito drażliwej kuracji, mniej narażając się na obmowę. Kto wie, czy i pierwszy jej nagły wyjazd nie miał podobnej racji, gdy młodziutka pani Zamoyska puściła się do Paryża? Przypomnijmy sobie dzieci, jakie miała z Zamoyskim, wszystkie niewydarzone, mrące w niemowlęctwie; a i później, w poży-