Taka była Marysieńka w czasie bitwy pod Mątwami, taką samą została w czasie wyprawy wiedeńskiej.
Ta jednolitość, to była jej siła.
Pod Mątwami skończyła się owa wojna, na którą — jak pisze Pasek — „król się wybrał z królową jejmością, z fraucymerem i z całym dworem z Warszawy“. Skończyła się po tym okropnym epizodzie niemniej dziwnie: osobliwym chyba w dziejach wypadkiem, zwycięzca, jakby przerażony odniesionym zwycięstwem, kapitulował. Ale przegrana była obustronna: jeżeli Lubomirski złożył broń i udał się na wygnanie, król zobowiązał się poniechać wszelkich planów elekcji vivente rege. Wszystkie zamieszki, które zmąciły Polskę przez ostatnie lata i które tak ciężko miały się odbić na jej przyszłości, były daremne.
W namiocie swoim przyjął Jan Kazimierz kajającego się Lubomirskiego. Obok króla stał Sobieski, trzymając laskę marszałkowską. Król dał rokoszaninowi rękę do ucałowania i spytał go gdzie mieszkać zamierza. Po czym Lubomirski obszedł swoich dawnych kolegów senatorów i uściskał ich, w końcu stanąwszy przed Sobieskim, wziął milcząc jego rękę i położył ją sobie na głowie.
Tak zakończyła się wieloletnia walka o elekcję vivente rege. Być może, gdyby ją wygrano, byłoby to dla Polski z korzyścią. Trudno zrozumieć zaciekłość niektórych historyków — np. Korzona — przeciw Kondeuszowi na tronie polskim i przeciw ówczesnej możliwości związania się z Francją. Obróciła się później sprawa polska tak źle, że nie ma powodu odrzucać myśli że mogła się obrócić lepiej. Silny król z dynastią, sojusz z Francją, z którą Polska nie miała
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/165
Wygląd
Ta strona została przepisana.