Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

upłynął, zanim Norwid znalazł Miriama, który jeszcze nie uporał się ze swoją pracą. Słowacki trafił na Małeckiego, który jeszcze tyle zostawił do roboty swoim następcom. Stendhal miał Stryjeńskiego. Puścizna Balzaka rozprószyła się na cztery wiatry, trzeba było całego życia Spoelbercha de Lovenjoul — i jego środków, — aby ją zgromadzić; a dzieło Lovenjoula prowadzi dalej z jakiemż oddaniem Marceli Bouteron.
Ileż trudu, czasu, pochłania zebranie dokumentów, listów, współczesnych świadectw! Powstają całe „kluby“ wielbicieli pisarza, — Stendhal, Balzak, Goethe — dzielących między siebie ogrom pracy, powstają specjalne pisma. Tak np. wychodził we Francji długo Le Molieriste, aż wycisnął wszystką wiedzę faktyczną, jaką można było zdobyć o pisarzu; tak wychodzą dziś Cahiers balzaciens. Ledwo Proust zamknął oczy, już powstały Les Cahiers Marcel Proust. I, w miarę przybywania coraz to nowych faktów, rewelacyj, oświetleń, wstaje przed oczyma każdego pokolenia wciąż nowy i wciąż fascynujący — nie posąg z bronzu, ale żywy człowiek.
Takie przygotowawcze prace i badania muszą mieć za przewodnią gwiazdę jedno: bezinteresowność naukową. Zebrać wszystko, nic nie uronić, ocalić to co mogłoby ulec przeinaczeniu lub zagładzie, odkopać bezwzględną prawdę z pod nalotów — oto ambicja, pasja każdego badacza.
Rzecz prosta, że przychodzą tu do głosu zrozumiałe względy. Są dokumenty, które nadają się do ujawnienia natychmiast; inne, których ogłoszenie zostawia się następnemu lub jeszcze dalszemu pokoleniu; inne, które

27