Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wychowanie dzieci, które były poniekąd zostawione samym sobie“. A cóż innego mówi Zofja Szymanowska? I tak, pan S., mierząc w „znienawidzoną“ mu Zofję, trafił w swój najwyższy autorytet, we Władysława Mickiewicza; tak samo jak, mierząc w Boya, trafił w — prof. Kallenbacha. Załatwiajcie to panowie między sobą; ja będę robił dalej swoje.
Ponieważ przypuszczam, że pan S. jeszcze nieraz da upust furji polemicznej, ośmielam się prosić go o jedno, o ile moja prośba nie będzie czemś zbyt wygórowanem. Żądam „minimuma“, jak śpiewa Krukowski w „Quiproquo“: nie fałszowania cytatów. Jak wiadomo, cytaty fałszuje się dwojako (moi polemiści znają dobrze obie metody); raz przez przeinaczenie, powtóre przez okrawanie. Przytaczając np. słowa Towiańskiego, na które wykrzyknąłem: „Ponura Dostojewszczyzna!“ i doprowadzając wobec nieświadomych czytelników wykrzyknik mój do absurdu, pan S. ze słów Towiańskiego opuścił... tylko tyle:

„...Rękę moją chętnie dam na spalenie, byle tylko furje trapiły Adama... Jedno dotknięcie furji zrobi niczem Adama, strąci go z posady jego ziemskiej....“

Otóż, moje określenie „ponura Dostojewszczyzna“ odnosiło się — właśnie do tych słów. Jeżeli to dla pana S. nie jest ponure, winszuję mu zdrowia...



186