Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąc za prof. Henrykiem Mościckim bodaj relację sąsiada o miedzę, rejenta Wołodki:

Wiele też opowiadano o rzekomej ludzkości p. Andrzeja. Poddani jego włościanie tak samo byli uciemiężani jak i gdzieindziej, jeśli nawet nie więcej, już o tem słyszałem od Kostrowickich, wspólnych naszych sąsiadów. Więcej jeszcze opowiadał Kontrym, też bliski nasz sąsiad...
Pamiętam jak raz matka moja, wróciwszy z jakiejś podróży, opowiadała o spotkaniu z Towiańskim i o następującej przygodzie, której była świadkiem. Mróz był trzaskający. Towiański spotkał na drodze zziębłego biedaka, uniesiony przeto litością zdjął kożuch z... własnego furmana i odział nieszczęśliwego. Furman tymczasem dzwonił z zimna zębami w ciągu paru mil drogi...

Sądzę, że ta sąsiedzka relacja jest, bądź co bądź, godna uwagi. Ostatni rys wydaje mi się nawet symboliczny. Ilekroć czytam u rozanielonych biografów o tem, że Towiański „zawsze był gotów do jakiejś ofiary“, wciąż mam ochotę spytać: „do jakiej?“ Bo mam wrażenie, że on zawsze zdejmował kożuch z jakiegoś furmana.
Dam na innej relacji przykład, jak łatwy jest zachwyt pp. biografów. Tak więc, w pewnej monografji, którą prof. Kleiner nazywa „podstawową“, czytamy:

...(Towiański) wyrabia sobie w praktyce metodę postępowania z ludźmi, nie gardzi żadnym środkiem tam gdzie chodzi o wyzwolenie czyjejś duszy. Nie waha się stosować surowych kar, aby zwrócić opornych na właściwą drogę. Tak np. oddaje w ręce policji introligatora za bezprawne podniesienie ceny, kiedyindziej dorożkarza za przekroczenie taksy...

Przeczytajmy odnośne relacje tam skąd je zaczerpnięto: w broszurze Komierowskiego („Moje stosunki z To-

163