Strona:PL Szpieg.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co się tycze gratyfikacyj — odparł powoli naczelnik, daje się to tam różnie wedle tego jaką rybę ułowicie, a któż to wie jeszcze czy szczupak czy płotka?
— Już proszę pana naczelnika spuścić się na mnie że człowiek będzie przydatny.
— No, no, wypłacą ci tam dwieście złotych (tu zniżył głos naczelnik) tak jak zwyczajnie, wytrąciwszy na koszta kancelaryj....
Porucznik spuścił głowę smutnie i spytał cicho:
— Jakże proszę pana naczelnika?
— Waćpan tam już wiesz.
— Ale jeżeli wolno zanieść pokorną prośbę słowo honoru, panie Radco, że kawałka chleba w domu nie mam....
Na słowo honoru uśmiechnął się naczelnik szydersko i odpowiedział:
— Sameś sobie winien, nie statkujesz.... ale dość, waćpan wiesz że nie może być inaczéj. Sto złotych weźmiesz do rąk a pokwitujesz z dwóchset, i sza! To mówiąc zadzwonił, wszedł żywo kulawy mężczyzna z piórem za uchem w wice mundurku. Naczelnik mu coś poszeptał, i z nim razem odprawił porucznika żegnając go:
— Idź, idź, moja duszeczko, a statkuj i bądź uczciwy....
Po upływie krótkiego czasu porucznik i Maciéj Kuźma wyszli oba z domu przy Długiéj ulicy, a stolarz przybity i upokorzony nie mogąc zaraz pójść wyspowiadać się pod figurę Matki Boskiéj poleciał do domu czując jakby go kto gonił, myśląc że cały świat wie o jego sromocie.
Porucznik trzymał w ręku owych trzydzieści srebrników za które szprzedał duszę ludzką a w su-