Przejdź do zawartości

Strona:PL Szpieg.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta kiwnęła głową wcale się nie uląkłszy groźnéj postawy.
— Już się to bydlę spiło, rzekła, i huczy, i będzie mi tu przyszedłszy hałasy jeszcze wyrabiał! Milczże mi zaraz i idź spać pijaku, a nie to cię tu nauczę!
Porucznik świstał ale coraz ciszéj; zdjął kapelusz i postawił na stole, cygaro zgasłe próbował zapalić u świecy, ale jakoś na płomień nie mógł trafić, co jeszcze mocniéj dowiodło że jéjmość w swych przypuszczeniach się nie myliła. W istocie był tęgo pijany, pomimo to chciał rozmowę z drażliwéj materyi sprowadzić i zapytał ochrypłym głosem:
— Julek jest?
— Co tobie do Julka? trutniu ty jakiś, odpowiedziała żona. Jakie ty masz prawo pytać o dziecko o które nie dbasz?
— Eh! babo ze mną jak sobie chcesz ale od Julka mi wara, jestem ojcem i powinienem go pilnować — krzyknął groźno przybyły.
— I dobrze go pilnujesz! odpowiedziała kobieta — myślisz chyba że gdzie w szynku siedzi, że szukając go cały dzień bawarye wycierasz?
Porucznik zmilczał chwilę i powtórzył pytanie:
— Jest Julek?
Żona zamiast mu odpowiedzieć plunęła i poczęła długie niegdyś swe włosy zwięzywać jakby się do snu przybierała.
— Kachno, odezwała się po chwili, poświeć jegomości do jego stancyi!
Porucznik trzeci raz zapytał:
— Jest Julek?
Nagle kobieta która zdawała się być obojętną, zwróciła się ku niemu z rozognioną twarzą.