Strona:PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I sen i troskę, jak od śniegu bialej
Lśnią się, zimniejsze od deszczu i rosy;
Iżby cierpieli chociaż jedną chwilę,
Jak my i innych biednych stworzeń tyle,
Iżby jak ludzkie padali pokosy.

Lecz my nie znamy ich; ci wielbią Boga,
Mówiąc: bogowie są łaskawi; zasię
Inni pytają: czyś go widział? Sroga
Żagiew tchów jego czyliż ust twych krasie
Zadała koniec? Jak słońca pożoga,
Spaliła-ć oczy? Nikt w czasie
Dni swych nie widział, by on nad innemi
Wzlatywał bóstwy stopy bezskrzydlnemi,
Nieodzian suknią śmierci ni żywota,
Nienasycony, obcy dniom i nocom,
Pan, co miłością i zawiścią miota,
Co gwiazdkę daje, słońce wziąwszy mocą;
On, co dla ciała, dla tej kupy błota,
Stwarza bezpłodną niewiastę sierocą
Z duszy, z olbrzymich członków garść płomienia
Czyni, a szczyptą piasku dławi morze;
On, co niebieskie rozwiewa sklepienia,
Żądzę, swe dzieło, bije wstydem, zorze
Pochłaniać każe mrokom, dzień przemienia
W noc, gasząc ognie w płomiennym przestworze —
On, co bez miecza i bez rózg nas zmógł,
On, zło największe, Bóg!