Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXIV.
WYJAZD.

Z trudnością Murf I Rudolf zdołali uspokoić Szurynera. Skoro przyszedł do siebie, udał się z Rudolfem do sali na pierwsze piętro.
— Mości książę, — rzekł wtedy, — okazałeś mi wiele łaski... ale walałbym być w nędzy tysiąc razy gorszej jak byłem, niżeli prowadzić to rzemiosło.
— Namyśl się jednak.
— Kiedym usłyszał jęk bezbronnego zwierzęcia... kiedy jego ciepła krew twarz mi obryzgała... krew ciepła... jakby żywa... o! pan nie wiesz, co się wtenczas ze mną działo! Przebacz mi, mości książę, ale widzę teraz, że nie mogę znieść widoku krwi... noża... Mieć zawsze ręce i nogi krwią zbryzgane... zarzynać biedne, bezbronne zwierzęta... nie, nie mogę... Wolałbym być ślepym, jak Bakałarz, niżeli rzeźnikiem. Przebacz mi, mości książę, źle się odwzdzięczam za wyświadczaną łaskę... ale...
— Wcale nie... przewyższasz moje oczekiwanie... Wyznaję jednak, żem nie był pewny, czy w tobie znajdę tak mocne wyrzuty sumienia...
— Jakto, mości książę?
— Słuchaj, jaki był mój zamiar. Wybrałem ci rzemiosło rzeźnika, boś miał do tego ochotę, bo zgadzało się z twoim charakterem... Lecz, gdy widok rozlanej krwi przypomina ci twój występek, gdy sprawione tym