Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/702

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wkrótce opuścił. Pierwszy krok na drodze występku doprowadził nieszczęśliwą do ostateczności; stała się ona hańbą niewieścią.
Marja spuściła oczy, zarumieniła się i zadrżała, co nie uszło uwagi hrabiny. Pomyślała więc, iż obraziła księżniczkę, mówiąc o przedmiocie tak ohydnym, dodała przeto zmieszana:
— Proszę wybaczyć... obraziłam was zapewne, zwracając uwagę na tę nieszczęśliwą...
— Masz słuszność, hrabino!... Proszę, mów dalej — rzekła Marja, — wszelkie błędy godne są politowania, skoro po nich następuje żal.
— Dwa lata spędziła nieszczęśliwa w tej ohydzie, ale żal spóźniony przywiódł ją tutaj. Prosi o przyjęcie do klasztoru. Przekonana jestem o szczerości jej żalu, bo ani potrzeba, ani wiek nie są tego powodem. Liczy ona dopiero osiemnaście lat, piękna, ma pieniądze, które chce rozdać pomiędzy zakłady dobroczynne, jeżeli przyjęta będzie do klasztoru.
— Biorę ją pod swoją opiekę, — rzekła Marja bardzo zmieszana.
Wtem wszedł Rudolf z dużym bukietem w ręku.
Hrabina odeszła.
Marja rzuciła się w objęcia ojca i oparła głowę o jego ramię.
— Dzień dobry, dziecię moje, — rzekł Rudolf, całując ją i niespostrzegając jej zasmucenia... — Patrz, ile tu róż; one to spóźniły moje przybycie... nigdy jeszcze nie przynosiłem takiego bukietu... Weź...
Rudolf odsunął się i spojrzał na córkę: płakała... Rzucił więc bukiet na stół i rzekł do niej:
— Płaczesz!... Mój Boże!... cóż się z tobą stało?
— Nic, nic... dobry ojcze, — odpowiedziała, ocierając łzy.
— Dziecię moje! — przerwał Rudolf, patrząc na córkę z niepokojem. — Ty coś ukrywasz przede mną... Twój