Po spiesznem zbadaniu kilku chorych, które mu nie podały żadnych ciekawych spostrzeżeń, doktór Griffon stanął nareszcie przy Joannie Duport. Na widok tłumu uczniów chciwych widzenia i nauki, cisnącego się naokoło łóżka, nieszczęśliwa kobieta, drżąca ze strachu i wstydu zasłoniła się kołdrą.
— Nowy numer! — rzekł doktór, patrząc na arkusz, na którym było wypisane nazwisko i rodzaj słabości pacjentki. Potem utkwił w niej długie badawcze spojrzenie.
— Jak się nazywasz? — Joanna Dupant — odpowiedziała z westchnieniem przelękniona pacjentka.
— Ile masz lat?
— Trzydziesty siódmy.
— Czy jesteś mężatką?
— Niestety, panie, zamężną — rzecze z cicha Joanna.
— Masz dzieci?
— Mam dwóch chłopczyków i córkę szesnastoletnią.
Nastąpiło jeszcze kilka pytań, których powtórzyć niepodobna i na które Joanna, rumieniąc się, ledwie wyjąkała odpowiedzi przy tak wielkiem zgromadzeniu słuchaczów.
— Ach, pianie, wierzaj mi pan, był pijany, inaczej tak by się ze mną nie obszedł.
— Czy pijany, czy nie pijany, moja kochana, mnie nic do tego, ja nie jestem żadnym sędzią i tylko chcę wiedzieć
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/634
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
XLIX.
BARONÓWNA FERMONT.