Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/631

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ach, to okropna rzecz! Czyliż nie masz dobrych sąsiadów?
— Są równie biedni jak ja, a mają pięcioro dzieci, dwoje dzieci więcej, to ciężar... obiecali mi jednak że moim dadzą jeść, choć trochę przynajmniej przez tydzień. Miałam jeszcze dobrą znajomą, pannę Rigolettę, posyłałam do niej, ale mi powiedzieli, że wyjechała na wieś i idzie zamąż.
Podczas rozmowy dwóch kobiet dzień nastał. Ruch niezwykły oznajmił o przybyciu doktora Griffon, który wkrótce wszedł do sali, w towarzystwie starego hrabiego Saint-Remy — przyjaciela jak wiemy pani Fermont i jej córki, a niespodziewającego się wcale, że nieszczęśliwą dziewczynę znajdzie w szpitalu.
Gdy doktór wszedł do sali, twarz jego zimna i surowa rozjaśniła się; rzucając wkoło spojrzenie pełne powagi i dumy, skinieniem głowy odpowiedział na uprzejme ukłony zakonnic.
Na twarzy hrabiego Saint-Remy ponury malował się smutek. Próżne zabiegi w wynalezieniu pani Fermont, haniebna podłość Florestana, który nad śmierć przeniósł sromotne życie, napełniały mu serce goryczą.
— Doprawdy, — rzekł, — nie wiem, doktorze, dlaczego dałem się namówić, żeby tu przyjść. Nic bardziej nie zasmuci, jak widok tych sal napełnionych chorymi.
— Ba! ba! za kwadrans przejdzie, ty, filozof, znajdziesz tu obszerne pole do spostrzeżeń, a przyjaciel nie zna jeszcze teatru mojej sławy. Dumny jestem ze swego stanu, czyliż mi to zganisz?
— Nie, zaiste; i po tylu staraniach, które poświęciłeś Marji, uratowanej przez ciebie od śmierci, niczego odmówić ci nie mogłem... Wilczyca, która ją pielęgnuje z niewypowiedzianą troskliwością, powiedziała mi, że Marja spała bardzo dobrze. Czy dziś można dozwolić jej pisać?
Po krótkiem zastanowieniu, doktór odpowiedział:
— Można... Póki nie przyszła jeszcze zupełnie do zdro-