Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/549

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mówili ze mną jak z dawnym towarzyszem, będą mnie straszyli, iż rozgłoszą oskarżenie kryminalne, które nade mną ciążyło. Widzisz więc, że przeklęte węzły łączą mnie z nimi. A jednak zamiary moje były czyste. Właśnie dlatego, że ze mnie chcieli zrobić zbrodniarza, znajdowałem rozkosz niewypowiedzianą, mówiąc sobie: Nigdy nie zboczyłem z prawej drogi, a mnie przyszło to trudniej, niż komukolwiek. Teraz zaś! ach niestety!...
Gorzkie łkania stłumiły ostatnie słowa Germaina. Rigoletta otarła łzy i rzekła do Germaina tonem tkliwym, prawie uroczystym:
— Posłuchaj mnie, panie Germain, może nie bardzo się wytłumaczę, nie umiem tak pięknie mówić jak pan, ale co powiem będzie prawdziwe i szczere. Najsamprzód niesłusznie uskarżasz się, żeś opuszczany, samotny...
— O! nie myśl pani, żebym kiedy zapomniał, ile mi okazałaś litości!
— Niedawno przemilczałam, kiedy używałeś tego wyrazu litości, ale ponieważ go powtarzasz, muszę ci powiedzieć, że to, co dla ciebie czuję, nie jest bynajmniej litością.
— Jakto?
— Proszę, dozwól mi skończyć, Kiedy byłeś zmuszony opuścić dom, w którym mieszkaliśmy, twoje oddalenie się, zasmuciło mnie bardziej, niż utrata któregobądź z poprzednich sąsiadów.
— Więc pani robiłaś różnicę między mną a dawniejszymi swoimi sąsiadami?
— Niezawodnie. Mówiłam sobie, niema lepszego człowieka nad pana Germaina, szkoda tylko, że trochę za poważny, ale mniejsza o to, gdybym miała przyjaciółkę, coby szukała prawdziwego szczęścia w małżeństwie, radziłabym jej wyjść za pana, bo z panem dobra żona znalazłaby raj.
— Pani myślałaś o mnie dla drugiej — rzekł Germain, wzdychając mimowoli.