Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/546

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXXVII.
GERMAIN..

Franciszek Germain nie miał regularnych rysów, ale trudno było znaleźć twarz bardziej zajmującą, powierzchowność jego zdradzała człowieka wykształconego i zacnego.
Teraz blady był i cierpiący, zarumienił się nieco, ujrzawszy za kratą Rigolettę, świeżą i nadobną. Starała się jak zawsze udawać wesołą, aby rozweselić trochę Germaina.
Dozorca odszedł w kąt sali, mogli rozmawiać bez świadków.
— Obaczmyż, panie Germain, jak dziś wyglądasz? — rzekła Rigoletta, zbliżając się jak mogła najbardziej do kraty.
— Jakże pani zdołam dosyć podziękować? za tyle dobroci mogę się tylko wypłacić uczuciami wdzięczności i... — Germain nie śmiał skończyć.
— I czem jeszcze? — spytała Rigoletta, rumieniąc się.
— I... i... przywiązaniem — wyjąkał Germain.
— Czemu już pan lepiej nie powiesz szacunkiem i poważaniem, — jak piszą w zakończeniu listów? — przerwała Rigoletta zniecierpliwiona. — Zwodzisz mnie, chciałeś powiedzieć co innego, uciąłeś nagle.