Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ach! ślicznie! A między niemi jedna będzie moją ulobioną; przywiążę jej na szyi dzwonek na pięknej wstążce.
— Tak, to biała krówka i będzie się nazywać Białoszką.
— Co za piękne imię!
— Ale skończmy twój pokój. Obicie w kwiaty. Róże i powój pną się po ścianach domu. Tylko rękę wyciągniesz, masz bukiet gotowy.
— Jak pięknie umiesz malować, panie Rudolfie!
— A teraz, co będziesz robiła przez cały dzień? Naprzód ciotka obudzi cię pocałunkiem i poda ci szklankę ciepłego mleka, bo masz słabe piersi. Wstaniesz, obejdziesz folwark, odwiedzisz Białoszkę, kury, gołębie, kwiaty... O dziewiątej przyjdzie nauczyciel kaligrafji.
— Do mnie?
— Tak jest... musisz przecież umieć czytać, pisać, rachować, żeby pomagać cioci w gospodarstwie. Po lekcji będziesz szyć. Około drugiej weźmiesz się do pisania, potem pójdziesz z ciotką, w lato do żniwiarzy, na jesieni zobaczyć jak orzą. Wracasz znużona koło siódmej. W kuchni pali się wielki ogień, ogrzejesz się tam i pomówisz z poczciwymi rolnikami. Potem pójdziesz: na obiad, na który czasem i poszciwego staruszka proboszcza zaprosicie. Potem będziesz czytać, a o dziesiątej powiesz cioci dobranoc i wrócisz do siebie. Nazajutrz znowu to samo...
— O, tak sto lat można żyć i nie nudzić się.
— To jeszcze nic; a niedziela! a święta! Wtenczas piękniej się ubierzesz, w ładną suknię, czepeczek do twarzy i z ciotką i służącym Jakóbem pojedziecie — małym powozikiem wysłuchać mszy. Potem pójdziesz gdzie na zabawę. Wszystka młodzież dobija się o taniec z tobą, boś ładna, przystojna, rozsądna, skromna... Nakoniec i tobie jeden bardziej się podoba... i...
Rudolf, zdziwiony milczeniem Gualezy, spojrzał na nią.. Biedna z trudnością tłumiła łkania.