Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XII.
PIERWSZE ZMARTWIENIE RIGOLETTY.

Pokój jej lśnił się jak zawsze czystością, czwarta była na zegarku, ponieważ nie było zbyt zimno, dla oszczędności ogień nie palił się w piecu. Przez okno zaledwie widać było kawałek błękitu nieba z za dachów i kominów. Nagle zabłąkał się w to okno promień słońca i ozłocił przejrzystą szybę. Rigoletta siedziała właśnie przy oknie, profil jej odbijał się od ozłoconej szyby wybornie, a czarne włosy błyszczały, zaś pracowita ręka biegała z nadzwyczajną szybkością.
Obydwa kanarki trzepotały się niespokojnie i wbrew zwyczajowi wcale nie śpiewały, bo i Rigoletta nie śpiewała, a one nie śpiewały bez niej. Rigoletta dziś nie śpiewała, bo pierwszy raz w życiu miała zmartwienie.
Nim powiemy czytelnikowi, jakie było pierwsze zmartwienie Rigoletty, chcemy mu odjąć wszelką wątpliwość co do jej nieposzlakowanej cnoty.
Ona ani walczyła, ani rozmyślała, tylko pracowała, śmiała się i śpiewała. Prowadziła, się dobrze, jak sama mówiła, bo nie miała czasu. Nie miała czasu na kochanie, na romanse.
Wyjąwszy poważnego, prawego Germain, inni sąsiedzi Rigoletty brali z początku jej poufałość za bardzo znaczące zaloty, lecz potem ze zdziwieniem i żalem poznawali,