Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cenay, — że masz dom jeden z najwykwintniejszych w całym Paryżu.
— Dość wygodny wprawdzie — odpowiedział d’Harville — ale niebardzo obszerny. Myślę teraz przybudować galerję od ogrodu. Żona moja zamierza dawać bale, a trzy salony nam nie wystarczą.
— A na kiedy zapowiadasz modnemu światu otwarcie tych świetnych uroczystości i zabaw?
— Na przyszły rok, bo natychmiast rozpocznę budowę.
— Jakież wielkie projekty! — Mam jeszcze inne... Myślę do góry nogami przewrócić Val-Richer.
— Twoją majętność w Burgundji?
— Tak, można tam co pięknego zrobić, jeżeli mi Bóg życia dozwoli.
— Biedny staruszek!
— Wszak przykupiłeś folwark, by zaokrąglić Val-Richer.
— Przykupiłem i bardzo dobrze, z porady notanjusza.
— Jakiż to ten notarjusz, co tak dobrze radzi?
— Pan Jakób Ferrand.
Na to imię de Saint-Remy wzdrygnął się nieco.
— Czy istotnie jest tak uczciwy, jak głoszą? — zapytał niedbale pana d’Harville.
— Jakób Ferrand? także zapytanie! wszak to człowiek starodawnej prawości! — zawołał pan de Lucenay.
— Równie szanowny, jak szacunku godny.
— Pobożny, cnotliwy.
— Nadzwyczaj skąpy, co jest pożądane dla klijentów.
— Słowem, jeden z tych notarjuszów starej daty, co to gotowi się zapytać, za kogo ich masz, jeżeli wspomnisz im o kwicie na złożone u nich pieniądze.
— Panowie — rzekł d’Harville, gdy zjedzono wety — może chcecie palić cygara w moim gabinecie, mam doskonałe.
Wstali od stołu i przeszli do gabinetu markiza, drzwi