Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rudolf, lubo uszczęśliwiony, że wyświadczył markizie ważną usługę, nie rad był jednak, iż przez ten wypadek tak nagle zawiązały się między nią a nim nieuchronne i bliskie stosunki. Nigdy nie zdradziłby zaufania d’Harvilla, ale kiedy po nader częstych z początku znajomości odwiedzinach, uczuł, że ze zbytniem upodobaniem podziwia wdzięk, rozum i piękność Klemencji, postanowił więcej u niej nie bywać. Nie bez wzruszenia przypominał sobie rozmowę Sary i Toma, podsłuchaną na balu.
Myślał ciągle o bliskiem tam spotkaniu z Klemencją i najprzeciwniejsze miotały nim myśli. Miał silne postanowienie nie ulec pociągowi, jaki czuł do niej, cieszył się, że może ją przestać kochać za nietrafny wybór Karola Robert, a przytem znowu żałował, że znikł urok, który ją dotąd otaczał.
I markiza z drżeniem czekała na jego przyjście; dręczyły ją dwa uczucia; tkliwy smutek, gdy myślała o Rudolfie, głęboki wstręt, gdy jej przychodził na myśl Karol Robert.
Dziewiąta wybiła na zegarze w salonie markizy, gdzie czekała niespokojna i zamyślona. Klemencja siedziała w fotelu obitym adamaszkiem. W miarę zbliżania się chwili rozmowy z Rudolfem powiększało się jej wzruszenie. Po długim namyśle postanowiła odkryć mu straszną tajemnicę.
Po chwili lokaj wszedł i zapytał, czy panna Ashton z panienką może przyjść.
— Ma się rozumieć, — odpowiedziała markiza.
Pomału weszła do sali córka jej, czteroletnie dziecię o przyjemnych rysach, lecz chorowite, blade i okropnie chude. Panna Ashton, guwernantka, prowadziła ją za rękę; Klara, chociaż słaba, pobiegła szybko do matki, by ją uściskać.

-— Jakże jej teraz? — zapytała markiza guwernantkę.
— Dość dobrze, chociaż niedawno bałam się.
— Znowu! — ząwołał markiza, ściskając córkę.