Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

George, zalewając się łzami. — Nabierz odwagi. Otaczają cię tu sami przyjaciele: cóż? dom ten będzie dla ciebie światem; czcigodny nasz pleban zbierze ludzi folwarcznych, którzy cię tak kochają, wyjawi im twoją przeszłość. I wierzaj mi, moja droga, słowa jego mają taką powagę, że to wyznanie ci nie zaszkodzi.
— Wierzę pani. Ufna w tę nadzieję, podtrzymywana przez ciebie i przez niego, zniosę wszystko bez szemrania.
— Obaczysz go za chwilę; nigdy rady jego nie były ci potrzebniejsze. Już wpół do piątej; wybieraj się na plebanję, moje dziecię. Napiszę do pana Rudolfa, donosząc mu o zdarzeniu w Arnouville i poszlę list przez umyślnego; potem i ja przyjdę na plebanję, bo koniecznie trzeba, żebyśmy wszyscy troje się porozumieli.
W parę minut później, Gualeza wyszła z folwarku na plebanję, drogą wiodącą przez parów, gdzie stosownie do umowy z dnia wczorajszego, Bakałarz i Kulas mieli czatować na nią ze swojemi wspólnikami. Słońce zachodziło; w pustej dolinie panowało milczenie. Marja zbliżała się do parowu, przez który wiodła droga do plebanji, gdy wtem wyszedł ku niej chromy chopczyk.
— Zlituj się nade mną, maja dobra panienko, — rzekł błagalnym głosem, złożywszy ręce.
— Czego chcesz? — zapytała Gualeza troskliwie.
— Niestety, babka moja, bardzo stara, upadła niedaleko stąd, schodząc do parowu; lękam się, czy czasem nie złamała nogi. Nie mam dosyć siły, żeby jej pomóc wstać.
Gualeza, rozczulona, odpowiedziała:
— I ja nie mam wiele siły, moje dziecko, ale może zdołam pomóc ci podnieść babkę. Idźmy do miej.
— O! moja dobra pani! Bóg ci nagrodzi!
— Skądże jesteście? — spytała Marja idąc za Kulasem.
— Idziemy z Ecouen.
— A dokąd?