Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w ręku nabity pistolet, nie wahałby się zapewne. Sięgnął do kieszeni, wyjął swój długi nóż, otworzył go i podniósł, żeby się przebić. Ale jakkolwiek szybkie były te poruszenia, rozwaga, bojaźń, przywiązanie do życia przemogły. Mordercy zabrakło odwagi. Kulas, który uważnie śledził jego ruchy, zawołał z szyderstwem:
— Chłopcze, będzie pojedynek!
Bakałarz z bojaźni utracenia rozumu przy nowym i próżnym wybuchu gniewu, nie chciał słyszeć, że tak powiem, obelg Kulasa, bezczelnie szydzącego z tchórzostwa zabójcy, co nie śmiał na siebie samego podnieść ręki. Rzekł prawie błagalnym głosem:
— O, zaprowadź mnie do drzwi mojej żony, weź co chcesz z jej pokoju, a potem uciekaj i zostaw mnie samego, jeżeli chcesz, zwołaj nawet ludzi! Pochwycą mnie, może zabiją na miejscu, lepiej! umrę pomszczony, kiedy sam nie mam odwagi się zabić!
— Aha! rozumiem, mam cię zaprowadzić do drzwi, a potem do łóżka, a potem m am ci wskazać, gdzie uderzyć, albo ci jeszcze rękę pokierować? Chcesz mnie zrobićtrzonkiem twego noża, stary zbrodniarzu; wprzód mnie zabijesz, nim cię zaprowadzę do żony.
— Nie chcesz?
Kulas milczał. Pocichu, boso, przyczołgał się do Bakałarza, siedzącego na łóżku z nożem w ręku, potem z dziwną szybkością i zręcznością wyrwał go i jednym skokiem rzucił się na drugą stronę pokoju.
— Nóż! nóż! — krzyknął bandyta, wyciągając ręce.
— Nie oddam, boś gotów jutro rano widzieć się z twoją żoną i rzucić się na nią, żeby ją zabić, bo sprzykrzyło ci się życie, jak powiadasz, a jesteś taki tchórz, że nie śmiesz sam go sobie odebrać.
Bakałarz z głuchym jękiem wyciągnął ręce i skutkiem uderzenia krwi do głowy padł na podłogę, twarzą do ziemi. Leżał bez ruchu.
— Znana sztuka, stary lisie! — rzekł Kulas, — chcesz,