Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/702

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtedy szwajcar, podniósłszy się z krzesła, pobiegł za niemym gościem i rzekł do niego z niecierpliwością:
— Jeszcze raz zapytuję pana, dokąd pan idzie? wszak należy mi się odpowiedź.
Pan Paskal, zatrzymawszy się, zmierzył pogardliwem spojrzeniem pytającego, wzruszył ramionami, i poszedł dalej ku przysionkowi, mówiąc:
— Ja idę... do arcyksięcia.
— Ależ panie! kupcy, których J. C. Mość potrzebuje, nie wchodzą wielkiemi schodami; oto, tam, na prawo, są drzwi dla dostarczycieli, osób zwyczajnych, tędy powinieneś wejść — zawołał szwajcar, biorąc dziwnie zaniepokojonego gościa za kupca.
Pan Paskal, skąpy w słowa, wzruszył znowu ramionami, i szedł dalej ku wielkim schodom, nie odpowiadając szwajcarowi.
Ten zaś, zniecierpliwiony tem uporczywem milczeniem, pochwycił za ramię pana Paskala i, podnosząc głos, zawołał:
— Raz jeszcze powiadam panu, że nie tędy masz wchodzić.
— Cóż to znaczy, błaźnie? — krzyknął pan Paskal z wyrazem gniewu i osłupienia, jakgdyby postępek szwajcara zdał mu się równie zuchwałym, jak niepojętym.
W tych słowach przebijała taka powaga i groźba, że biedny szwajcar przerażony wybąkał nieśmiało:
— Ale panie... ja... ja... nie wiem...
Wielkie drzwi przysionka otworzyły się wtedy gwałtownie, gdyż jeden z adjutantów księcia, zobaczywszy oknem utarczkę pomiędzy szwajcarem a nowoprzybyłym gościem, zbiegł śpiesznie na dół, a zbliżywszy się z uprzejmością do pana Paskala, rzekł do niego wyborną francuszczyzną, tonem grzecznym i serdecznym:
— Ah! panie, J. C. M. arcyksiążę będzie żałować, je-