Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1737

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bności; zmierzyć się z kapitanem Blak i zdobyć dwa miljony, to będzie wieńcem pana korsarskiego zawodu.
— Nie nalegaj pan na mnie.
— Kapitanie, mój kochany kapitanie!
— To być nie może! powtarzam.
— Segoffinie, mój stary wilku morski, połączże się ze mną: wpakujesz twoją 18 funtową kulkę w brzuch kapitana Blak, ręczę ci za to, stary żarłoku!
— Segoffin wie dobrze, że nie cofam mego słowa, panie Verduron; jeszcze raz tedy powtarzam: nie.
— Ha, do pioruna! są widzę ludzie nieuleczalni, egoistyczni — zawołał armator przywiedziony do wściekłości tą odmową Iwona — a pan należy do rzędu tych ludzi, kapitanie!
— Czy tak, żartujesz sobie, panie Verduron — odpowiedział Cloarek, uśmiechając się na ten dziwny wyskok armatora — z łatwością pan rozprawia, jak uważam, o bitwach, ale proszę mi powiedzieć, z czyjej tu strony będzie egoizm? Pan siedzi sobie spokojnie w swoim kantorze w Dieppe, gdy tymczasem marynarze statków, które pan tylko uzbraja, narażają się na wątpliwy los najokropniejszych częstokroć bitew...
— Jakto! więc ja nic nie narażam? — zawołał Verduron — a te kule i strzały, które do mnie wymierzają?
— Ha, ha! — wrzasnął Segoffin — na uczciwość, nie wiedziałem dotąd, że to i pan ma zwyczaj przyjmowania gradu kul i kartaczów.
— Niezawodnie, mój panie! wszakże je przyjmuję w moim statku! Dlatego też, któż to opłaca wszystkie reparacje i naprawy, jeżeli nie wasz sługa?... a rany, a ręce, a nogi odcięte... zapewne to wszystko nic nie znaczy... co?
— Ha, ha! — odezwał się znowu Segoffin — więc ma pan także i ten zły zwyczaj tracenia wszelkiego rodzaju rąk i nóg? Mój Boże! jakiż to biedny człowiek. Do stu piskorzy, co to za nieszczęście!
— Udawaj, że nic nie wiesz, stary szatanie! Czyliż to