Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1623

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ulicy i prawie naprzeciwko oberży. Po chwili Anglik, zbladłszy okropnie z gniewu zawołał:
— To on... on niezawodnie.
— Jest sam jeden — dodał spiesznie Maltańczyk — sam jeden.
— Wchodzi do naszej oberży.
— Wszystko nam sprzyja, musiał zostawić w Dieppe swego kanoniera — rzekł Maltańczyk. Jest nas dwóch, a on tylko jeden.
Russell, olśniony zapewne jakąś niespodziewaną myślą, uderzył się w czoło, jego twarz martwa i wybladła zarumieniła się lekko, iskra szatańskiej radości zabłysła w jego szarych oczach, i rzekł do swego towarzysza głosem dyszącym, w którym przebijała jakaś złowroga nadzieja.
— Wszakże w każdym razie możemy dzisiaj liczyć na kontrabandzistę?
— Tak jest, gdyż chcąc sobie zapewnić, w razie potrzeby, środki do ucieczki... powiedziałem mu, ażeby na nas czekał.
— Jeszcze jest nadzieja — zawołał Russell, dzwoniąc gwałtownie — ufność i odwaga!
Po chwili oberżysta wszedł do pokoju.
— Śniadanie pana było wyborne — rzekł do niego Russell — ile się za nie należy?
— Razem z pokojem, sześć franków.
— Proszę, a to w dodatku na piwo dla chłopca.
— Bardzo pan łaskaw, spodziewam się że pan w przyszłości nie pominie mego domu.
— Niezawodnie; ale powiedz mi, panie gospodarzu, zdaje mi się, że słyszałem pojazd pocztowy, zatrzymujący się przed oberżą. Czy to jaki podróżny stanął u pana?
— Tak, panie, dopiero co przybył i umieściłem go w pięknym niebieskim pokoju, wychodzącym na ogród.
— Pewnie to jest jedna z dawnych pana znajomości, bo gościom przyjemnie jest wracać do porządnego hotelu?