tej ładnej małej mieszczaneczki, mieszkającej tak blisko zamku, a której mąż był ciągle nieobecny, na kochankę dla swego wnuka: ponieważ zaś przy jawnym swoim bezwstydzie uważała tę okoliczność za sprzyjającą rozpoczęciu swoich starań, jak mówiła do Zerbinetty, i zdybać nareszcie panią Bastien, do której już dwa razy bezskutecznie jeździła, przeto z największą chęcią udała się jednym z najświetniejszych ekwipażów do folwarku.
Tym razem nie potrzebowała już Małgorzata używać żadnego kłamstwa, kiedy zapewniała margrabinę, że pani Bastien nie było w domu. Rzeczywiście, od kilku dni młoda kobieta oddalała się z folwarku ustawicznie, niosąc pomoc i pociechę na wszystkie strony.
Niezadowolona, że i te odwiedziny były daremne, margrabina, powróciwszy do zamku, rzekła do swej wiernej Zerbinetty:
— Już też to prawdziwe nieszczęście... możnaby prawdziwie myśleć, że ta głupia kobieta umyślnie unika spotkania się ze mną... Trudności te już mnie zaczynają niecierpliwić, a jednak muszę dopiąć swojego celu... tem więcej, że jeżeli Rudolf pragnie wziąść się należycie do rzeczy, to owa okoliczność, że go ten nieokrzesany chłopak wyciągnął z wody, wyborną nastręcza mu sposobność. Do licha! wszakże z wdzięczności dla syna Rudolf ma prawo przesiadywać ciągle u jego matki... o doprawdy! muszę mu utorować drogę i dać pierwszą naukę temu kochanemu chłopczynie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Działo się to 31 grudnia, prawie w dwa tygodnie po wylewie.
Zrządzone szkody były nie do obliczenia, zwłaszcza dla mnóstwa nieszczęśliwych, którzy wróciwszy do zawalonych w połowie i szlamem napełnionych mieszkań, znaleźli tylko nasiąkłe wodą i zaledwie podziurawionym dachem osłonięte ściany.