Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

David pierwszy otrząsnął się z tego bezskutecznego smutku i rzekł do pani Bastien:
— Pani... powrócę tu za chwilę.
W kilka minut potem przybiegł z pośpiechem, niosąc z sobą wyborną perspektywę, której nieraz używał w podróżach swoich.
— Mgła nie pozwala mi dobrze widzieć zdaleka — rzekł David do Marji — w jakim kierunku leży ów folwark, o którym pani przed chwilą mówiła?
— W kierunku tamtych topól po lewej ręce, panie David.
Nauczyciel zwrócił swą perspektywę we wskazaną okolicę, przypatrywał się przez chwilę następnie zawołał:
— Ah! nieszczęśliwi!
— O nieba... oni pewnie zginęli — dodała Marja.
— Woda doszła już do połowy dachu — mówił David — stoją jeszcze na dachu i trzymają się komina, widzę tam mężczyznę, kobietę i troje dzieci.
— Mój Boże! — rzekła Marja, załamawszy ręce i rzucając się na kolana z oczyma wzniesionemi ku niebu... — Mój Boże! ratuj ich., zlituj się nad nimi.
David spokojny, milczący i poważny jak zwykle w chwili niebezpieczeństwa, uderzał dłonią w perspektywę i zdawał się namyślać; wszystkie oczy zwrócone były na niego. Nagle czoło jego rozjaśniło się, i z tą szybkością postanowienia i głosem uroczystym, które odznaczają człowieka stworzonego do rozkazywania, David powiedział do Marji:
— Pozwól mi, pani, ażebym tu wydał niektóre rozkazy... chwile są drogie.
— Będą one wykonane jak moje własne, panie David.
— Andrzeju — mówił dalej nauczyciel — zaprząż jak najprędzej konia do wozu.
— Dobrze, panie David.
— Na stawie, leżącym niedaleko od domu, widziałem czółno. Czy ono tam jeszcze jest?