Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/1340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtem, nadstawiając ucha i zatrzymawszy się nagle, powiedziała: — Janie, słyszeliście? — Słyszałem... pani... ale to jeszcze daleko.
— Cóż to za łoskot?
— Idzie on od strony wąwozu... jest to tętent galopującego konia... Może to nadleśny pana margrabiego... który pewnie objeżdżał stanowiska strażników..
Dzierżawca folwarku Coudraie, człowiek silny, szedł tak szybko, że gdy przybył na brzeg lasu, czoło jego pokryte było rzęsistym potem. Marja zaś przeciwnie, drżała z zimna, zdawało jej się, że przeciwnie, krew spływała do jej serca... i tam w lód się ścinała...
— Teraz, pani, pójdziemy tą ścieżką nad lasem, ażeby sobie skrócić drogę... dojdziemy nią prosto do słupa Cztery Ręce... tylko zasłoń pani twarz rękoma, i uważaj dobrze, gdyż w gęstwinie jest wiele ostrych gałęzi, i kolczastych liści, które mogłyby panią pokaleczyć.
Rzeczywiście, już kilkakrotnie delikatne ręce Marji, które naprzód wystawiała, zostały skaleczone, i zakrwawione kolcami sosnowemi.
Ale młoda niewiasta nic nie czuła.
— Te kule — powtarzała w duchu — poco te kule?.. o! nie chcę myśleć o tem, umarłabym na miejscu z przerażenia, a potrzebuję całej mojej odwagi...
W tej chwili tętent konia, który pierwej zdała słyszano, zbliżał się coraz więcej. Potem ustał on nagle, jak gdyby jeździec zwolnił biegu dla dostania się na wierzchołek góry.
Dzierżawca i pani Bastien, wyszedłszy nareszcie z gęstwiny, którą dotąd postępowali, znaleźli się na obszernem miejscu otwartem, w środku, którego wznosił się wysoki słup opatrzony czterema rękami, wskazującemi na cztery szerokie drogi ciągnące się prawie w nieskończoność; drogi te, poprzerzynane naprzemian czarnemi cieniami drzew i białem światłem księżyca, przedstawiały na