Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mój dobry panie, okaż się miłosiernym, ta kwota niczém jest dla pana, a onaby nas na długo poratowała; zapłaciłybyśmy nasze długi; Maryja nie byłaby już przymuszona zabijać się ustawiczną pracą; miałaby czas poszukać sobie jakiéj zyskowniejszéj roboty, i zawdzięczałybyśmy panu jakie pięć lub sześć miesięcy spokojności, rajskiego życia. Nam tak mało potrzeba na życie! I cóż, zacny panie, zrób to, błogosławić cię będziemy, a ja przynajmniéj raz w życiu mojém będę szczęśliwą.
Głos choréj tak był szczery, żądanie jéj tak naiwne, że nieznajomy więcéj się uczuł obrażonym niż zdziwionym tą propozycyją, a nie mogąc ani uwierzyć, ani zrozumiéć, ażeby istota ludzka była dosyć szaloną do objawienia takiego żądania, takiemu jak on człowiekowi, rzekł z cicha do siebie:
— To nie bardzo pochlebne! przebiegła baba uważa mnie za starego gołąbka, któregoby podskubać chciała.
Następnie dodał z głośnym śmiechem.
— Słuchajno, mamo Lacombe, więc ty mnie bierzesz za jakiegoś filantropa, za inspektora dobroczynności albo za kandydata do nagrody Montyon? Tak, tak, właśnie téż będzie ci kto