Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wyrzec naszych zamiarów; obowiązany jestem zapewnić lepszy byt memu ojcu i spokojność dla reszty dni jego. Ty wiész, czy kocham mojego ojca. Dałem już słowo na to. Nie możemy się więcéj z sobą widziéć.
„Ostatnią mam prośbę do ciebie: zanoszę ją do twojéj delikatności, do wspaniałomyślności twego serca; nie staraj się widziéć zemną, albo zmienić moje postanowienie. Musiałbym wybierać pomiędzy moim ojcem i tobą; może być, że zobaczywszy cię, nie miałbym odwagi spełnić mego synowskiego obowiązku. Los zatém przyszłości mego ojca jest w twoim ręku. Rachuję na szlachetność twego serca. Żegnam cię, boleść wytrąca mi pióro z ręki.
„Żegnam cię jeszcze raz, żegnam na zawsze!

Ludwik.“

W ciągu czytania tego listu, Maryja mogłaby posłużyć malarzowi jako smutny wzór boleści: stojąc martwa przy biórku pisarza, z rękoma spuszczonemi lecz załamanomi jakby do modlitwy, niema, z ustami poruszającemi się konwulsyjném drżeniem, z oczyma spuszczonemi i zalanemi łzami, które spływały po jéj licach, biédna dziewica słuchała jeszcze,