Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chnienie. — Śmierci, śmierci, przybywaj!! Bo to już nadto tego wszystkiego!
Maryja otarła tylko łzy, które jéj wycisnęła sarkastyczna surowość choréj, zbliżyła się do niéj i powiedziała głosem anielskiéj słodyczy:
— Ostatnia noc chrzestnéj matki była tak bolesna, że miałam nadzieję iż dzień dzisiejszy będzie przynajmniéj lepszy, i że matka zaśnie trochę podczas mojego oddalenia.
— Czyja cierpię, czybym ja umarła co to ciebie obchodzi, bylebyś ty sobie biegała po ulicach!
— Wyszłam dzisiaj rano na chwilę, bo tego była konieczna potrzeba, moja chrzestna matko, ale odchodząc prosiłam pani Justin, ażeby....
— Wolałabym śmierć zobaczyć jak to stworzenie... Dla tego téż, kiedy tylko możesz, przysyłasz mi ją zaraz. Zawsze jedno i to samo z twojéj strony.
Maryja z wyrazem gorzkiego żalu uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała na ten nowy zarzut, tylko zapytała się słodkim głosem:
— Moja chrzestna matko, czy nie chcesz abym ci opatrzyła rękę?